Na początku miałam wszystko razem ładnie opisać. Później jednak zorientowałam się, jak bardzo mój pobyt w Karolinach był podzielony na północ i południe. Cała granica była mocno naznaczona prawdziwą granicą między stanami.
Do mojego ośrodka w Karolinie Południowej dotarłam późnym wieczorem. Okazało się, że razem z hostami miałam około godziny czasu do poznania wszystkich ich przyjaciół. Spotkanie było wyznaczone w barze na terenie naszego ośrodka. Jeśli zaś chodzi o ośrodek, to był on stricte nastawiony na osoby grające w golfa - od wystroju głównego budynku po obrazy w pokojach w domkach do wynajęcia. Tak jak w normalnym hotelu można znaleźć sklepik z pamiątkami, tak tutaj był "pro" sklep, czyli taki z ekwipunkiem do golfa. Na stołówce jest kilka telewizorów. jednak dwa z nich pokazywały kolejkę, kto na którą godzinę ma rezerwację i po kim. Reszta, to zawody golfowe. Tutaj kwiatki i drzewa nie robiły za ozdobę ośrodka, tylko za przeszkody dla grających w golfa, a bajkowe stawy, to otchłań, w której bezpowrotnie traciło się wrzuconą tam piłeczkę.
Na golfa przyjechało około 20 osób. Wszyscy byli znajomymi mojego host taty. Także już pierwszego dnia poznałam całą masę nowych osób, a także usłyszałam pierwsze historie z poprzednich wypadów na golfa, czy irlandzkich kawałów (od jednego pana pochodzenia Irlandzkiego).
Żeby jednak nie wydłużać wrzucę kilka zdjęć z dnia kolejnego :)
wszyscy razem wyjechaliśmy. Ale grać mogły tylko cztery osoby równocześnie, dlatego osoby czekające zajęły się rozgrzewką. |
host tata podczas rozgrzewki |
"lewitująca" flaga pokazująca miejsce dołka |
ależ blisko udało mi się piłeczkę doprowadzić xD |
ja |
oczywiście nie mojej gry xD |
W tym miejscu chciałam zaznaczyć, że akurat tego dnia nie obowiązywały takie prawdziwe zasady, a cała gra była bardziej dla zabawy. Cała gra polegała na tym, że w grupach czteroosobowych trzy osoby grały razem. Każda osoba kolejno uderzała w swoją piłeczkę, a następnie po wykonanym rzucie porównywało się, kto zrobił to najlepiej. Z tego też miejsca wszyscy przy kolejnej kolejce grali. Przeciwko tym trzem osobom grała samotnie osoba posiadająca kompromitującą, różową piłeczkę. Swoją drogą, ta z grupy, której towarzyszyłam została mi wręczona na pamiątkę.
Nie powiem, żebym świetnie grała. O nie. Za to powiem, że nie omieszkałam spróbować poprowadzić samochód golfowy. Jak na pierwszy raz prowadząc coś z silniczkiem poszło mi nie najgorzej :)
Na kolację tego dnia udaliśmy się do restauracji, gdzie zajadałam się przepysznym homarem i hush poppies. Cały tutejszy region odznacza się kilkoma nietypowymi potrawami. Niektóre udało mi się spróbować a inne nie omieszkam w przyszłości. Na pewno mogę polecić wszystkie owoce morza, które są tu bardzo świeże i dobrze przyrządzone. Oprócz tego hush poppy, osławioną sweet tea (na północy zamawiając ice tea trzeba się dopominać o cukier, w przeciwieństwie do południa). Nietypowe na pewno mogą się wydać smażone ogórki kwaszone, które trzeba spróbować. Niestety nie udało mi się nigdzie zamówić smażonych zielonych pomidorów :(
W niedzielę postanowiłam zostać w domu. Golf poprzedniego dnia w temperaturze 0 stopni był chłodny i wietrzny, także znając prognozę pogody zapowiadającą minusową temperaturę nad zwyczajniej w świecie sobie odpuściłam. Słuchając późniejszych opinii tylko się utwierdziłam w przekonaniu, że dobrze postąpiłam. Nie zmarnowałam jednak dnia, o nie. Powstało bowiem kilka fajnych zdjęć :)
samochód promujący restaurację |
sklep w paszczy rekina |
i kolejny sklep surferski |
a tak wygląda od środka |
boardwalk |
I znak Karoliny Południowej - palma |
Ostatniego wieczoru było wręczenie nagród - pieniężnych za wygrane rozgrywki, a także nagrody dla wszystkich, gdzie wygrałam czapkę.
Ponieważ cały wieczór był bardzo oficjalny i podsumowujący cały weekend nie obyło się bez nadania mi nicku, gdyż każdy członek Delta Bravo (nazwa grupy) takowy posiada. Nie trudno było się domyśleć, że moje osławione hamowanie golfowego samochodziku z piskiem opon zadecydowało o moim pseudonimie, jakim jest Pirat.
Dodatek:
Kolejną niedzielę spędziłam w Camden. Mówi się, że jest to najniebezpieczniejsze miasto w USA. Ja jednak dojrzałam tam biedotę i dobrych ludzi. Ludzi, którzy stworzyli Cathedral Kitchen - miejsce, gdzie każdy może pójść i zjeść ciepły posiłek, a na drogę może wziąć kilka kanapek z masłem orzechowym lub dżemem. Właśnie tam razem z innymi wymieńcami pomagaliśmy podając posiłki, rozdając darmowe pieczywo, nalewając gorącą kawę/herbatę, czy wreszcie wycierając stoliki i zamiatając podłogę. Cieszę się, że miałam szansę pomóc...