środa, 26 marca 2014

New Jersey wita!

 Ponieważ bardzo lubię pisać i sprawia mi to bardzo dużą przyjemność, to można się po mnie spodziewać, że z samych nudów będę publikować coraz to nowsze posty ot tak, kompletnie nie z gruszki, nie z pietruszki. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzać!
 W poniedziałek, tak jak prosił dyrektor, zjawiłam się w sekretariacie. Nie było go jednak i sekretarka powiedziała, żebym przyszła we wtorek.  Okazało się, że oczywiście że we wtorek również nie ma dyrektora. Jedyny postęp, jaki był, to taki, że zobaczyłam i otrzymałam aplikację dziewczyny, która do mnie przyjeżdża. Nazywa się Maeve McGuire i jest z Idaho z miasta Boise. Wydała się bardzo sympatyczną i dosyć światową, co bardzo ucieszyło zarówno mnie, jak i rodziców. Moja przyszłość dziwnie zbiegła się z Ameryką...
 Nie chcę rozpisywać się o dziewczynie, bo nie po to zabrałam się  za dokończenie tego posta. Postanowiłam napisać, gdyż dowiedziałam się czegoś więcej!
 W naszej szkole od dawna co roku goszczą uczniowie z różnych stron świata. Właśnie z Rotary. Uczniowie wyjeżdżają jak i przyjeżdżają. W obecnym roku szkolnym są u nas dwie dziewczyny. Jedna z Tajwanu, a druga z USA. To właśnie Stephanie z USA podeszła do mnie przed tygodniem i powiedziała "Jedziesz do New Jersey!" Pierwsza reakcja "Że co?" Później myślę... Czy to nie ona jest z tego właśnie stanu?
 Okazało się, że moje aplikacje powędrowały do dystryktu 7640, który to właśnie będzie mnie gościł w przyszłym roku. Razem ze mną będzie jeszcze dziewięć osób, a każda z nich z innego kraju.
 "Czy to już jest pewne? Jeśli New Jersey, to na pewno nie inny stan?" zapytałam. "Tylko i wyłącznie. Każda aplikacja idzie tylko do jednego stanu i tam rodziny mogą aplikować o przyjęcie tych uczniów." usłyszałam w odpowiedzi od dziewczyny. "A mogę spytać, skąd to wszystko wiesz?"
 Odpowiedź na ostatnie pytanie jeszcze bardziej mnie zbiła z tropu, niż pierwsza wiadomość o stanie gdzie jadę. "Rozmawiałam z mamą ostatnio. Powiedziała mi, że poszła do Rotary z chęcią przyjęcia kogoś. Tam znalazła twoją aplikację i zgłosiła się żeby być twoją host" W tym miejscu przestałam z lekka kontaktować. Pojechać do Stephanie? Było by cudownie! Ta informacja była taka miła... Akurat mnie!
 Nie jest jeszcze nic pewnego. Dopiero aplikowali o przyjęcie. A będzie wiadomo za około tydzień. Tak usłyszałam tydzień temu. Ale tydzień minął i teraz wszystko wiadomo. Z małym błędem, ale dostałam wiadomość, którą każdy by zrozumiał po tamtej rozmowie:

Congratulations I am officially your host family in USA. My mother read your letter and loved it! She cannot wait to meet you! :)

 Znowu nie wiedziałam co powiedzieć. Wystukałam w klawiaturę, że super, tak bardzo się  cieszę. A w głębi duszy... Nie sposób opisać tego szczęścia.
 Moją szkołą będzie Atlantic City High School a strona internetowa to prawdopodobnie http://achs.acboe.org/ Miasto, do którego jadę to Margate City (to powinna być strona internetowa tego mista - http://www.margate-nj.com/), które leży nad samym Atlantykiem! A oto kilka zdjęć domu, które dostałam:


 Od mamy usłyszałam dzisiaj słowa, którymi chciałabym się podzielić "Wierzysz w los? Że jest on zapisany w gwiazdach?"
 Tak wierzę. Bo jak wytłumaczyć, że jadę do Stanów, Moje aplikacje trafiły akurat do tamtego dystryktu, rodzina Stephanie postanowiła akurat w tym roku przyjąć kogoś i akurat wśród tej dziesiątki aplikacji wybrali akurat mnie. Czyż to nie jest przeznaczenie?

niedziela, 2 marca 2014

"Nie wiem gdzie"

 Może tytuł nie jest zbyt trafny, bo trochę wiem, ale z drugiej strony tak naprawdę nic. Ale. Od początku.
 Mam na imię Madzia. Nie, nie Magda. Nie znoszę tego. Mam 16 lat (w kwietniu skończę 17  i jestem, jak się wszyscy mogli domyśleć, z Polski. Chodzę obecnie do pierwszej klasy liceum.  Ale czy to jest ważne? Chyba nie. Bo to nic nie zmieni. 

 Pamiętam, że jeszcze w zeszłym roku zastanawiałam się, jak to będzie, gdy pojadę na roczną wymianę. Wtedy były to jednak marzenia, tak niepewne, że strach było robić sobie jakiekolwiek nadzieje. Teraz jednak się to zmieniło.
 Jeszcze we wrześniu zaczęłam wypełniać wszystkie aplikacje. Wszystkie dziwne pytania, informacje o mnie, załączałam zdjęcia, napisałam list, chodziłam po lekarzach, by wypełnili informacje o moim stanie zdrowia. Przeszłam rozmowy w lokalnym klubie Rotary z przemiłym panem Mirosławem Orłowskim, a także odbyłam wiele rozmów z dyrektorem mojej szkoły odnośnie mojego pomysłu.
 A wszystko po to, by zgłosić się na wymianę roczną 2014/2015 z organizacją Rotary.
 Czytałam całą masę blogów. Większość z nich nadal śledzę i pochłaniam tak, by uczyć się świata.
 Aplikację wysłałam jeszcze w listopadzie razem z moją przyjaciółką Anią. Jeszcze do wczoraj, obie czekałyśmy na odpowiedź. Teraz jednak została tylko ona.
 To było wczoraj - 1.03.2014. Ta data na początku miała być jedną ze smutniejszych dat wpisanych w moim kalendarium, bowiem tego dnia musiałam się pożegnać z rodziną z którą przeżyłam cudowny tydzień w Niemczech, podczas krótkiej wymiany szkolnej. Jednak tego dnia nie tylko zakończyła się jedna z przygód, ale dzień ten rozpoczął zupełnie inną, nową.
 Tak zupełnie obojętnie podeszłam do dyrektora mojej szkoły, który był na owej krótkiej wymianie w Niemczech. Troszkę rozczarowanym głosem powiedziałam, że tak się boję i denerwuję, że nie dostałam przez tyle miesięcy żadnej wiadomości od Rotary (teraz wiem, że jest to normalne i nie ma co się przejmować), a on na to: 
 - Jak to? Przecież dostałaś odpowiedź. O teraz, podczas tej wymiany. W poniedziałek chyba. Wysłali do mnie maila i jedziesz na wymianę tylko nie wiem gdzie, bo nie czytałem go. Mają nawet już jakąś dziewczynę, która przyjedzie za ciebie do Polski - I wtedy... O Boże Drogi! To nie może być prawda.
 I zwiałam. Bez słowa. O mało się nie przewróciłam doganiając koleżanki.
 - Jadę na wymianę na rok. Gdzieś, nie wiem gdzie, ale jadę!

 Chciałam  te słowa wykrzyczeć na głos. Tak, by cały świat je usłyszał.
 Ledwo trzymałam się na nogach. Chciałam usiąść, ale nie mogłam, bo wycieczka szła do przodu. Zmusiłam się, by utrzymać równy krok i oddech. Nie byłam pewna, czy ta informacja jest już pewna, czy jeszcze nie. Nie dostałam żadnej informacji od Rotary. Wiem, bo skrupulatnie przeczesuję pocztę od deski, do deski co drugi dzień. Postarałam się również nie zaniedbać tego podczas wyjazdu. Czyżby dyrektor po znajomości wiedział o tym wcześniej niż inni?
 Ale. Czy to jest ważne? Ważne jest, że jadę. Nie wiem gdzie, ale jadę. Pewnie do któregoś z państw preferowanych inaczej zapytaliby mnie, czy chcę gdzieś indziej. Czyżby moje pierwsze państwo? Wybrałam Hong Kong. Później USA i Kanadę. Ale do którego z nich? Ja chcę wiedzieć!
 Przechodziliśmy obok pomnika czterech muzykantów z Bremy. Tak. Jeszcze nie całe trzy godziny temu złapałam osiołka za dwie przednie nogi i pomyślałam życzenie "Chcę pojechać na wymianę roczną".
 Dziękuję osiołku!


 Dzisiaj dojechałam do Polski. Zadzwoniłam do rodziców. Wprawdzie napisałam im wczoraj sms-a z tą cudowną nowiną, ale nie odpisali. Co za świat. Nie chcieli się cieszyć ze mną moim szczęściem -.-" Podczas rozmowy, mama powiedziała, że wiadomością tą "zastrzeliłam ich". Co więcej byli wtedy u babci. Ponoć wszyscy byli tak bardzo zaskoczeni... Babcia powiedziała mi później, że zaraz jak się dowiedziała, to poszła do toalety. Była tak bardzo przejęta moim wyjazdem... Jak ja to zniosę? W Polsce też. Mój piesek - Sasha... Przez dziesięć minut skakała po mnie, liżąc mnie i podgryzając z radości po tygodniowej nieobecności. A co będzie po roku? Jak ja wytrzymam bez mojego słodkiego grzywacza?

 To, co jeszcze chciałam dodać, to nutkę rozczarowania, która nie trwała dłużej niż sekundę. Podeszłam bowiem na jednym z postojów do dyrektora i odważyłam się zadać to kluczowe pytanie.
 - Ale czy informacja, że jadę, jest jak najbardziej pewna?
 - Tak - usłyszałam w odpowiedzi - przyjdziesz do mnie jutro, to dam ci dziewczyny  GF. Chyba jedziesz do Stanów, bo stamtąd jest dziewczyna, która będzie mieszkać u ciebie w rodzinie.
 Stany... przemknęło mi przez myśl. Ciekawe gdzie dokładnie:) To rodzice tak nalegali na USA i Kanadę. Mi dali za to jedno państwo do wyboru. Z trudem poszli na to, by było ono pierwszego wyboru. Jak się jednak mogłam spodziewać nie wypaliło ono.
 Ale tak szczerze... Mogłabym pojechać gdziekolwiek. Wszystko byłoby moją przygodą życia i na pewno nie zawiodłabym się na żadnym państwie:)