wtorek, 29 kwietnia 2014

Bydgoszcz Meeting 2014 - Sobota

 A więc zabrałam się za kontynuowanie spisywania mojej przygody w Bydgoszczy. Także piątek się zakończył i przyszła sobota. 
 Od godziny 6 do 9 było śniadanie. Wraz z dziewczynami zeszłyśmy po ósmej, tak aby nie śpieszyć się z posiłkiem, ani też nie siedzieć później w pokoju nie wiedząc co z sobą zrobić. Na dole, w jadalni oczywiście okazało się oczywiście, że nie wzięłam identyfikatora. No to bieg z powrotem do pokoju. Tam przegrzebałam całe pomieszczenie, by znaleźć plakietkę na podłodze, pod torbą. W końcu dołączyłam do dziewczyn i zajęłam się śniadaniem. Zjadłam bułkę z twarożkiem, następnie serek i popiłam codzienną, obowiązkową herbatą (to moje uzależnienie). 
 Następnie mieliśmy wielkie spotkanie. Trwało ładne parę godzin. Podczas niego poznaliśmy główne zasady rządzące Rotary, jakiś ludzi. Dostaliśmy teczki, a w nich kilka stron informacji o wymianie. Wszystko co było zawarte na tych wydrukowanych kartkach było starannie rozwijane i rozszerzane o nowe informacje, które zawzięcie notowałam przez całe warsztaty.
 Dowiedzieliśmy się z kim powinniśmy się komunikować w razie problemów, jak załatwiać wszelakie problemy, do kogo się z nimi zwracać... Ogólnie była to cała masa tego typu informacji. Ale nie tylko. Mieliśmy tam też wiele przydatnych informacji typu: nie zamykać walizek na kłódki, i inne zamknięcia, bo przekopią nam na lotnisku cały bagaż, dokładnie jeśli będziemy lecieć z przesiadkami to najlepiej tak, aby mieć przerwy około 4h między przylotem, a odlotem, co jest związane z opóźnieniami i odprawami. Co zrobić, aby być ogólnie lubianym - najlepsza metoda? Szeroki uśmiech :D
 Ważną informacją było też, w jakich bankach najlepiej założyć konto bankowe. Może się bowiem okazać, że tylko w co drugim bankomacie będziemy w stanie pobierać pieniądze z konta. Tak samo istotną rzeczą jest, by już pierwszego dnia po powrocie porozmawiać z host rodziną o obowiązkach, oczekiwaniach, ale też jak my mamy się do nich zwracać. Co kraj w końcu to obyczaj. Może się okazać, że będą chcieli, żebyśmy mówili do nich po imieniu, albo wręcz przeciwnie - mamo, tato.
 Z ciekawszych rzeczy, które mnie zawsze zachwycały to krótka prezentacja marynarki jednego z byłych wymieńców i jego przypinki :) Już nie mogę się doczekać własnej. Muszę także wykonać jeszcze wizytówki, które będę rozdawać innym spotkanym wymieńcom. Jejku... Nie mogę się już doczekać!
 Kilka rad dotyczyło też, jakie prezenty dla przyszłej rodziny będą najwłaściwsze. Poleca się kupić, zrobić coś drobnego, niekosztownego i coś, co będzie im mnie przypominało. Takie rzeczy będą oni pamiętać i nie będą się niezręcznie czuć podczas wręczania ich :)
 Jedną rzecz kazali bardzo mocno sobie wbić do głowy - nie możemy spać ani na lotnisku - bo zdarzają się różne przestępstwa, ale też w samolocie i po dojechaniu do domu, jeśli będzie to np rano. Musimy wręcz pójść spać, tak jak wszyscy domownicy. I nie wiąże się to z grzecznością, bo pewnie każdy by zrozumiał zmęczenie załóżmy po 30h lotu. Chodzi bowiem o "jet lag" - czyli przestawienie się na nowy czas tak, byśmy po tygodniu byli w stanie normalnie funkcjonować.
 To, co przypięłam do listy swoich celów, to pojechanie na Year Trip - 17dniowa wycieczka po całych Stanach, która kosztuje około $2000. Ale... Coś tam się odłoży na nią i może pojadę :p
 O godzinie 15 z ulgą poszliśmy na obiad. Wszyscy byli bardzo głodni, ale i też ciekawi kolejnego punktu tamtego dnia. Było nim zwiedzanie Wyspy Młyńskiej a następnie kręgle dla młodzieży. To pierwsze, jak się okazało zostało jednak zorganizowane tylko dla rodziców. Chyba zrobili kilka jakiś zdjęć, to je wrzucę.
 Wracając do kręgli. Mogę pochwalić się świetnym wynikiem, gdyż przekroczył on nawet 0 punktów! Niewiarygodne... W tym miejscu powinny być oklaski, że jednak potrafię zbić kilka kręgli ;) A wracając do samego wydarzenia, to poznałam kolejne osoby, także integracja nadal jest aktualna.
 Wróciliśmy do hotelu i mieliśmy dla siebie około 1,5h do bankietu. Też mi bankiet. Polegał na kolacji w "casual wearing". Wszyscy siedzieli przy stolikach i mieli zakaz opuszczania jadalni. Po jakimś czasie towarzystwo zaczęło się mieszać, dostaliśmy też pozwolenie na wyjście na zewnątrz. Tego wieczoru poznałam kolejne trzy dziewczyny jadące do Meksyku oraz Anię, która tak jak ja wybiera się do Stanów Zjednoczonych. Bardzo miło mi się z nią rozmawiało i na pewno będzie to jedna z dłużej utrzymanej w głowie znajomości. Szkoda tylko, że prawdopodobnie się już nie spotkamy :(


 Dzisiaj nieco krótszy opis, choć dłuższego dnia. Chciałam go mocniej streścić. Może wynikało to z tego, że nie dało się przytoczyć dokładnie treści warsztatów, a moje odczucia, czy przeżycia związane z poznawaniem ludzi były dzień wcześniej silniejsze? W każdym razie post został napisany i teraz zostało mi kilka zdań o niedzieli, podczas której jeszcze mniej się działo. 

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Bydgoszcz Meeting 2014 - Piątek

 Już w domu. Po moim trzy dniowym pobycie z Rotarianami. Trwał on od piątkowego wieczora do niedzieli, do południa i tak szczerze był dla mnie o kilka chwil za krótki. Z osobami, które poznałam za krótko rozmawiałam, a wykłady miały za mało czasu, by posiedzieć chwilę i zastanowić się nad ewentualnym, choćby oczywistym pytaniem.
 Zacznę jednak od samego początku. Od chwili, gdy wsiadłam do samochodu. I choć będą to małe nieistotne relacje dla osób z zewnątrz, to ja jednak chcę o nich pamiętać.
 Rodzice uznali, że mój stary wiek (skończone 17 lat) do czegoś zobowiązuje i kazali mi ułożyć trasę przejazdu. Ok. Weszłam na google maps, wpisałam miasto wyjazdu, docelowe i zmodyfikowałam z lekka drogę, żeby nie robić wielkich łuków, które moim zdaniem były niepotrzebne. Jak się okazało po godzinie jazdy zrobiłam wieeeeeelki błąd. Znaczy. Ja nie miałam nic przeciwko drodze. Nie była to jakaś super droga, typu obwodnica, czy ekspresówka, tylko normalna jakaś tam krajowa jadąca przez małe śliczne miasteczka i wsie z pięknymi krajobrazami polnymi, czy też z sadami (kwitnące drzewa - to jest to!). Tylko moja mama co chwila na mnie gadała, czemu to jedziemy takim zadupiem i wg. Było się samemu zająć opracowaniem drogi. Skąd mam wiedzieć jakie są najlepsze? Mi tam odpowiadało to, jak było.
 W trakcie drogi pojawił się kolejny problem. Po nim dopiero moi rodzice zaczęli zastanawiać się, co ja robię w drodze na spotkanie organizacyjne, żeby pojechać na wymianę. Bo jeśli nie zapisałam (ani nie zapamiętałam) nigdzie adresu do hotelu, to jak ja przeżyję z Stanach przez rok? Napisałam do Anki. Kolejny niezorganizowany człowiek - nic nie wie. No to zaczęłam zastanawiać się, co by tu zrobić. W końcu napisałam do Dominika, żeby sprawdził mi na stronie informacyjnej do wyjazdu, ratując mnie tym samym przed rodzicami (Jeszcze raz ci dziękuję:p )
 Przez to, że wyjechaliśmy godzinę później z domu i przez "moją trasę" pod Toruń dojechaliśmy o wiele później, niż jak planowaliśmy. Co się z tym wiązało musieliśmy zrezygnować z zwiedzeniem tegoż miasta i jechać na złamanie karku do Bydgoszczy. Wszystkich przyszłych wymieńców chcę ostrzec, że jak dojechaliśmy, były tam godziny szczytu i w ciągu godziny przemierzyliśmy jedynie 3 kilometry, także dojechaliśmy jeszcze później, niż jak chcieliśmy, bo około 16:30.
 Na miejscu musieliśmy się zakwaterować się w hotelu. I znowu ja namieszałam. Rejestrując rodziców online na to spotkanie w profilu tylko jednego z nich napisałam o współmałżonku, więc wyszło, że nie są małżeństwem, co też ogólnie mieć dostać jakieś oddzielne pokoje. Znowu te ich zabójcze spojrzenia skierowane w moim kierunku. Całe szczęście na miejscu udało im się coś załatwić. Ufff...
 W tym miejscu dostaliśmy koszulki i identyfikatory. Te drugie jesteśmy zobowiązani nosić przez całe, trzydniowe spotkanie:


 Zaniosłam rzeczy do pokoju i zeszłam na dół, do recepcji odnieść klucz. Była kolejka. Ok. Poczekam z dwie minuty bo i tak nie miałam co do roboty. A tu nagle słyszę pokój 107. Co, co? To przecież mój. Szybko podeszłam do dziewczyny i pokazałam jej klucz. Wzięła ode mnie i poszła do pokoju. Ja natomiast zamieniłam dwa zdania z jej mamą. Pytała, gdzie jadę, do jakiego stanu i czy mam już GF. Odpowiedzi nie chcę tutaj zamieszczać, gdyż  można je znaleźć i to bardziej rozwinięte w poprzednich postach :)
 Nie wiedząc co z sobą począć poczekałam na dziewczynę i razem wyszłyśmy na dwór. Nazywała się Angelina. Dowiedziałam się kilku rzeczy o mojej przyszłej współlokatorce. Np. że w tym roku przyjęła już kilka osób w ramach wymiany tak, aby nie robić tego podczas jej wyjazdu. Poznałam także kilku tegorocznych wymieńców. Nie jestem pewna ich narodowości. Na pewno była jedna meksykanka. Chyba jedna Brazylijka i na koniec poznałam Amerykankę. Co się okazało po pytaniu o to gdzie jadę i mojej odpowiedzi, że do New Jersey od razu wołały "O! To ty jedziesz do Stephanie!" i przekazywały tą informację kolejnym wymieńcom. Ale ja jestem sławna :)
 Jednak Angelina szybko mnie opuściła, dla zagranicznych koleżanek, także musiałam odnaleźć się w towarzystwie przyszłych wymieńców. Podeszłam zagadałam jakąś mniejszą grupę, później dołączyło kilka kolejnych osób. Poznawałam coraz to więcej osób nie za bardzo pamiętając imion, czy miejsc, gdzie jadą. Ale czego można się było spodziewać - że poznam równocześnie tyle osób i zapamiętam ich ot tak, po podaniu ręki? Owszem, niektórzy byli ciekawi, czy też po prostu charakterystyczni, albo zamieniłam z nimi więcej, niż jak dwa zdania.
 Jak się okazało po jakimś czasie plan na miejscu został z lekka zmieniony i pierwsze spotkanie - ognisko mieliśmy mieć godzinę wcześniej, czyli o 19. Spotkaliśmy się na dworze, gdzie czekali na nas Rotarianie. Było to takie powitanie zarówno młodzieży jak ich rodziców, a także pierwsze praktyczne porady odnośnie wymiany - jak rozpocząć pierwszą rozmowę u siebie w rodzinie, czy jak zaprezentować się podczas pierwszego spotkania w klubie. Niektóre rady były naprawdę przydatne i warte zapamiętania, takie jak np. będąc w USA nie rozpoczynać tematu o republikanach, czy też demokratach. Jest to tak jakby temat tabu.
 Po około godzinnym spotkaniu było ognisko, gdzie wszyscy mogli częstować się kiełbaskami, napojami i innymi dostępnymi rzeczami (nie piszę jakimi, bo nie jadłam, ale wiem, że były z późniejszych opowieści). Zaczęłam poznawać kolejne osoby. Było ich tak wiele, że zaczęłam witać się z wcześniej poznanymi już ludźmi. Ale nikt na to nie zwracał uwagi. To, co zmartwiło mnie w jednej chwili, to mój brak pojęcia, gdzie leżą poszczególne stany. W tamtym momencie do mojej wielkiej listy planów/celi itp dodałam jeszcze jeden - znać położenie wszystkich stanów.
 Po posiłku cała młodzież zasiadła przed ogniskiem. W tym miejscu ktoś z wyżej (chyba xD) położonych rotarian zrobił mały wstęp dla dalszej części programu. Tutaj była mała wzmianka o regulaminie itp, a także zapowiedzenie gier prowadzonych przez tegorocznych wymieńców. Podzieleni zostaliśmy na dwie grupy i w nich mieliśmy kilka zabaw integracyjnych. Pierwsza z nich polegała na tym, że podzieliliśmy się na połowę. Jedna część miała być jakąś społecznością szkolną, pozostali natomiast mieli być obcokrajowcami. Społeczność miała w jakiś charakterystyczny sposób się zachowywać np rozmawiać tylko o zwierzętach, bądź mówiąc kręcić głową. Zadaniem osób z zagranicy było zorientowanie się, jak komunikują się ich rówieśnicy i spróbować wbić się w ich grupki.
 Druga gra polegała na ułożenie czarno-białych puzzli przedstawiających budynki. Utrudnieniem, jak się później okazało bardzo poważnym, było to, iż nikt nie mógł wypowiedzieć choćby słowa. Dwie grupy, które układały obrazek (po pierwszej nie był on niszczony) nie były w stanie ułożyć nawet 1/20 całości.
 Na sam koniec podzieliliśmy się w mniejsze grupy wg państw, gdzie jedziemy. W każdej z nich byli odpowiednio wymieńcy z tych krajów, którzy gotowi byli odpowiadać na wszystkie nasze pytania.
 W pokoju jakimś dziwnym trafem wylądowałam jeszcze z Anką, która nie omieszkała wykorzystać sytuacji. Zabrała mi telefon i nie mogłam przez jakiś czas pisać (to nic, że się wtedy myłam)

 Tyle jeśli chodzi o piątek. Reszta w następnych postach :)

czwartek, 24 kwietnia 2014

GF w czerwcu

Dzisiejszy post będzie niezwykle krótki. Jednakże "bardzo dużo" wnosi do mojej wymiany. Oficjalnie to chyba dowiem się od mojego kochanego Rotary dopiero w czerwcu, że jadę na wymianę. A spotkanie w Bydgoszczy już jutro. Ale po kolei. 13 kwietnia dostałam wiadomość od Rotary przypominającą o tym całym "Bydgoszcz Meeting", o wpłatach itd, itd. Zero konkretnych informacji o mojej wymianie. Postanowiłam wtedy wziąć sprawy we własne ręce i napisałam jakże treściwego maila do pani Soleckiej:

Dzień dobry,
bardzo dziękuję za informację o wyjeździe do Bydgoszczy. Moi rodzice dotychczas wstrzymywali się z opłatą dystryktalną, ponieważ nie otrzymali wiążącej decyzji na temat mojego wyjazdu. Co więcej, według informacji na Państwa stronie internetowej do 30 kwietnia powinnam zacząć starać się o wizę, a nie jest to możliwe nie mając żadnych dokumentów o miejscu mojego pobytu w przyszłym roku szkolnym.
Bardzo proszę o kontakt telefoniczny bądź mailowy.
Z poważaniem,
Magdalena Kozyra

Bo oficjalnie od samej organizacji nic nie wiem. Tylko od mojej host rodziny. Zawsze myślałam jednak, że będzie inaczej. Tego samego dnia dostałam taką oto odpowiedź:

Nie ma jeszcze odpowiedzi i GF ze Stanów, ale wszystko zostało wysłane i trzeba cierpliwie czekać. napewno pojedziesz
Pozdrawiam
Irena Solecka

Krótko po tym wydarzeniu dałam sobie spokój z GF i postanowiłam czekać. Nie trwało to chyba zbyt długo, bo po niespełna tygodniu napisałam do Stephanie, czy z jej strony wszystko zostało załatwione, jeśli chodzi o moje aplikacje. I dostałam od niej taką wiadomość:

My rotary is trying to clear your application through the high school righ now. Your guarantee form will come June/July. All exchange students I know get their forms in late June or July

Bądźmy dobrej myśli. Może w czerwcu zacznę działać...
A teraz lecę pakować się na spotkanie organizacyjne. Rodzice chcą wyjechać o piątej rano, tak, żeby dojechać na czas i pozwiedzać okolice. Dzisiaj też mamy uzgodnić trasę przejazdu i ewentualne miejsca, które warto zobaczyć po drodze. Oczekujcie niedługo kolejnego posta o spotkaniu!

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Argument za wymianami

 Tak jak mówi tytuł posta chciałam napisać, czemu moim zdaniem warto pojechać na wymianę. Wiem, że tej swojej jednej, jedynej, rocznej jeszcze nie zaczęłam, ale uczestniczyłam w tygodniowej w Niemczech a także gościłam Litwinkę u siebie w domu również przez tydzień.
 To co byłam w stanie zaobserwować przez taki krótki czas to na pewno to, że pewne trybiki w mojej głowie zaczęły pracować w języku angielskim, czy też niemieckim. Po tygodniu, po skończonych wymianach musiało minąć kilka dni, aż z powrotem przestawiłam się całkowicie na język polski. Jeśli wasi rodzice nie są pewni, czy wymiana to na pewno dobry pomysł, to argumentujcie, że owszem - dostaniecie w prezencie drugi język ojczysty (hm... dziwnie to brzmi... Ale wiecie o co chodzi xD)
 Kolejny argument - kontakty... Przy tak krótkich wymianach to właśnie o to głównie chodzi. O poznawanie nowych ludzi i wymienianie się z nimi wspólnymi doświadczeniami. Tak szczerze do napisania tej notatki przyczyniły się dwie bardzo miłe dzisiejsze sytuacje. Pierwsza: w zeszłym tygodniu kilka dziewczyn z mojej szkoły było w Turcji na krótkiej wymianie. Była to ta sama, z której przyjmowałam u siebie w domu Litwinkę. Dzisiaj jedna z dziewczyn podeszła do mnie na przerwie z prezentem mówiąc, że jest on od jednej z Turczynek, które były przed dwoma miesiącami w Polsce. Zeynep... W ciągu dwóch dni znajomości (bo późno się poznałyśmy) potrafiłyśmy nawiązać tak dobry kontakt, żeby przez kolejne miesiące wymieniać się korespondencją a nawet przekazywać małe podarunki. Drugim była wiadomość od mojej niemieckiej hostki: 

Madzia! I saw a pink jellyfish while i was diving in the atlantic ocean! I looked at this jellyfish and remember you :D

 Przyprawiło to uśmiech na mojej twarzy i myśl. Jejku, ilu ja mam znajomych z innych krajów, którzy potrafią umilić mój dzień jednym małym gestem, jednym zdaniem. Jeśli chodzi o meduzę, to chodziło o moje tłumaczenie, co to jest - taki różowy parasol z takim czymś (na słowa takim czymś ruszałam rękami w dół, co miało znaczyć parzydełka)
 Argumentów jest jeszcze wiele, ale chciałam podzielić się tylko z tymi dwoma. I czymś jeszcze...
 Ten rok wcale nie musi być zmarnowanym. Dla mnie na pewno nie będzie. Już ja o to zadbam. I nie chodzi mi tu o zwiedzanie, poznawanie świata, bo to mam zagwarantowane. Nie będę chciała zaniedbywać nauki. Chcę ten czas maksymalnie wykorzystać.

W najbliższym czasie pewnie napiszę, jak minie mi spotkanie orientacyjne w Bydgoszczy - czego się tam dowiem i wg. Inny i który na 1000000% powstanie będzie zawierał listę rzeczy, które będę chciała zobaczyć, czy zrobić w moich Stanach. Nie wiem ile z tego wyjdzie, ale postaram się zrobić wszystko, co będzie w mojej mocy.