wtorek, 10 czerwca 2014

Wiadomość od host rodziców

 Miałam napisać już wcześniej. Jednak coś wciąż mnie z tym powstrzymywało. I w końcu dzisiaj postanowiłam się odezwać chociaż nawet teraz nie jestem pewna, czy aby na pewno chce mi się pisać.
 Tydzień temu siedziałam sobie spokojnie w domu,  kiedy to nagle kątem oka zobaczyłam na ekranie komputera mignięcie nowej wiadomości na mailu. Początkowo chciałam ją zignorować, myśląc, że to kolejny spam na skrzynce, jednak ciekawość zrobiła swoje. Zajrzałam.
 Temat wiadomości? "Host Parents" i ten początek "Good Morning Magdalena" uradowana, wiedząc co się kręci otworzyłam maila i zaczęłam czytać mój pierwszy list od host rodziny. Wydawał się bardzo sympatycznym, lecz krótkim (spodziewałam się więcej informacji o czymkolwiek). Zastanowiła mnie w liście jedynie mała wzmianka o tym, że Margate City jest położone najbliżej lotniska w Filadelfii. 
 Wtedy jeszcze nie skojarzyłam kilku faktów. Wyszły one dopiero potem w rozmowie z Stephanie. Otóż załatwiłam sobie piękny przelot do USA tak, jak mnie wszyscy prosili - consuler pomiędzy 20 a 29 sierpnia, a rodzina w niedziele. OK. Załatwiłam. ALE... Nie załatwiłam sobie biletu powrotnego z Filadelfii tylko z Nowego Jorku, przez co rodzina będzie musiała zrobić o 60km więcej, by mnie tam dowieść.
 Na początku się zmartwiłam, że będzie to dla nich problem. Później przestraszyłam, że nie sprawdzałam odległości i może to jest o wiele dalej. A na sam koniec zrezygnowana poszłam spać, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.

 Wczoraj byłam na małym przyjęciu pożegnalnym dla Sunny, która jutro wylatuje z Polski (obecny wymieniec z Tajwanu). Byłam ja, Stephanie, Sunny, Ashley i Lana. Tak naprawdę to bardzo słabo znałam pozostałe dziewczyny, dlatego najważniejszym, co wyniosłam z całego spotkania, to to, jak bardzo są one z sobą zżyte i jak dużo jeszcze przede mną, żeby się otworzyć na ludzi. Druga rzecz, to przyszła szkoła. Dużo się o niej dowiedziałam. Przede wszystkim to, że jest duża. Bardzo duża. I wielokulturowa. Więcej jest w nich osób czarnych, niż białych. Na zdjęciach szkolnych, klasowych, praktycznie nie widziałam osób o blond włosach. Królowali szatyni i bruneci. Co więcej widziałam także zdjęcia kilku muzułmanek i azjatów.
 Dowiedziałam się np. że zanim wejdzie się do szkoły trzeba przejść przez bramkę, a torby i plecaki są prześwietlane. A na całym terenie szkoły trzeba chodzić z identyfikatorami. Cóż... U mnie w szkole tak nie ma :D

 Poważnie zaczynam już myśleć o wymianie. O tym, co zabrać, zrobić przed wyjazdem, jak  się przygotować. W najbliższym czasie kupuję przypinki i chyba lekko przerabiam garnitur.

 Tak bardzo nie mogę się doczekać mojej wymiany. Czas leci... Mam czasem wrażenie, że za szybko, że czegoś nie zrobię tu, w Polsce...

1 komentarz:

  1. Też jadę na wymianę, powodzenia! Szczęściara, bo masz już rodzinę :)

    OdpowiedzUsuń