12.08.2014
Wraz z przyjazdem Maeve musiałam pożegnać się z pokojem. Ciężko było tak po prostu zapakować cały pokój do jednej, małej szafki (gdzie położyłam np. puste zeszyty, z których dziewczyna będzie i tak mogła korzystać), pudła na ubrania, których ze sobą nie biorę oraz do dwóch walizek. Wprawdzie czeka mnie jeszcze trochę pracy z tym, ale chociaż wszystko jest uprane, poskładane w kostkę i jedynie czeka na kolejne posortowanie.
Maeve wleciała w południe (na jej czas) w poniedziałek z Boise po to, by we wtorek po południu pokazać nam się jak wychodzi zza drzwi strefy bezcłowej. Troszkę się martwiliśmy - po pierwsze długo dość nie mówiła nic o bilecie - planowała kupić ten lot, ale miała problemy z kimś tam z biura podróży. Dała nam znać o całym przelocie wraz z godzinami i przesiadkami dopiero w sobotę późno w nocy. Całe szczęście wszystko się super udało i we wtorek rano mogliśmy spokojnie wyjechać w Lublina. Dużo spokojniej, gdyż ostatni samolot Maeve wyleciał z Chicago z dwugodzinnym opóźnieniem.
Tutaj nie ma co opowiadać o zakupach, które sobie z rodzicami zaplanowałam (moja siostra została w domu). Był to po prostu kompletny niewypał. Za to później pojechaliśmy na lotnisko. Oczywiście na około i dopytując jeszcze o drogę strażnika straży miejskiej. Ach ta Warszawa... A może błędne wpisanie adresu w nawigację? Za to tym razem nic nie było na mnie. Na lotnisku nie mogłam usiedzieć w miejscu. Chodziłam w kółko i ciągle patrzyłam na tablicę przylotów z nadzieją, że coś ulegnie zmianie i wreszcie będą jakieś informacje, że samolot Maeve wylądował. Niestety na tą informacje musiałam poczekać blisko 20 minut, a potem kolejne 20 minut czekania, aż odbierze bagaż.
W tym miejscu warto nadmienić, że nie czekała na nią tylko moja rodzina. Ogólnie Maeve chciała polecieć z Ianem - chłopakiem ze stanu Pensylwani, który tak jak ona spędzi najbliższy rok w Polsce, w Lublinie i będzie chodził do mojej dawnej szkoły. Wspólny lot nie wypalił, natomiast wspólne powitanie jak najbardziej. Poznali się jeszcze w pierwszej godzinie pobytu w Polsce.
A tutaj kilka zdjęć z lotniska:
<uzbrójcie się w cierpliwość. Muszę ja najpierw zgrać z aparatu:D>
A tutaj kilka zdjęć z pierwszego wieczoru u mnie w domu z całą rodziną:
<tych też jeszcze nie mam na komputerze>
13.08.2014
Ten dzień w dużej mierze spędziłyśmy w kuchni. No może nie tak do końca, ale... Z mamą postanowiłyśmy zrobić dla Maeve przyjęcie powitalne. Zaprosiłyśmy rodzinę... No i oczywiście Iana i jego hostów. I o 5 popołudniu rozpoczął się grill, do którego przygotowania trwały od południa. Z Karolą i Maeve przygotowywałyśmy zwykłe, szaszłyki mięsne, a także te owocowe oraz robiłyśmy wafle. Cóż, mam nadzieję, że nie znienawidziła przez to mojej rodziny, że już pierwszego dnia przygotowywała dla siebie grilla. Pocieszające jest, że w aplikacji napisała, że lubi gotować i piec :)
Z tego dnia nie mogę umieścić żadnych zdjęć. Bo po prostu wyleciało nam z głowy, żeby je zrobić. Mogę jednak zapewnić, że dobrze się wszyscy bawili.
I doszły do mojej marynarki dwie nowe przypinki - od Iana i Dominiki :)
14.08.2014
Skromny dzień, który zapoczątkowała kłótnia z siostrą - bo kazałam jej zrobić pewne śniadanie, która ona najlepiej robi:) jednak pomimo tej małej sprzeczki dzień przeminął stricte rodzinnie - najpierw grałam z Karolą i Maeve w dwie dziwne gry, następnie pojechałyśmy autobusem do mojej szkoły. Pokazałam jej nawet część budynku, jednakże był remont, więc uznałam że pokażę resztę w ciągu kolejnych dni, kiedy też będzie miała spotkanie z dyrektorem. Wyrobiłyśmy w każdym razie legitymację dla Maeve i umówiłyśmy się na spotkanie z dyrektorem na wtorek na 14:30. Wracając wstąpiłyśmy do sklepu z rodzicami by zrobić małe zakupy do domu i pozwolić Maeve wybrać to, na co będzie miała ochotę.
Do tego dnia muszę dopisać jeszcze jedną bardzo miłą rzecz - Karolcia zrobiła dla mnie przypinkę do marynarki, która wygląda następująco:
<...>
Maeve również dostała taką, tylko ze zmienionymi kolorami filcu jako "ciała" tego czegoś (jak powiedziała Karolcia, jest to sówka, albo duch Polski)
Do tego dnia muszę dopisać jeszcze jedną bardzo miłą rzecz - Karolcia zrobiła dla mnie przypinkę do marynarki, która wygląda następująco:
<...>
Maeve również dostała taką, tylko ze zmienionymi kolorami filcu jako "ciała" tego czegoś (jak powiedziała Karolcia, jest to sówka, albo duch Polski)
Ile kosztuje cała wymiana? Czy koniecznie trzeba przyjąć do siebie wymieńca?
OdpowiedzUsuńNiby na początku jak się słyszy o kosztach, to nie są ona aż takie wysokie, później jednak, gdy się wszystko do kupy zbiera, to trochę tego wychodzi, a ja jeszcze nawet nie wyleciałam. Jeśli planujesz pojechać na wymianę z Rotary, to musisz kogoś przyjąć.
Usuń