sobota, 16 sierpnia 2014

Pożegnanie z pokojem, powitanie z Maeve

12.08.2014
  Wraz z przyjazdem Maeve musiałam pożegnać się z pokojem. Ciężko było tak po prostu zapakować cały pokój do jednej, małej szafki (gdzie położyłam np. puste zeszyty, z których dziewczyna będzie i tak mogła korzystać), pudła na ubrania, których ze sobą nie biorę oraz do dwóch walizek. Wprawdzie czeka mnie jeszcze trochę pracy z tym, ale chociaż wszystko jest uprane, poskładane w kostkę i jedynie czeka na kolejne posortowanie.
  Maeve wleciała w południe (na jej czas) w poniedziałek z Boise po to, by we wtorek po południu pokazać nam się jak wychodzi zza drzwi strefy bezcłowej. Troszkę się martwiliśmy - po pierwsze długo dość nie mówiła nic o bilecie - planowała kupić ten lot, ale miała problemy z kimś tam z biura podróży. Dała nam znać o całym przelocie wraz z godzinami i przesiadkami dopiero w sobotę późno w nocy. Całe szczęście wszystko się super udało i we wtorek rano mogliśmy spokojnie wyjechać w Lublina. Dużo spokojniej, gdyż ostatni samolot Maeve wyleciał z Chicago z dwugodzinnym opóźnieniem. 
  Tutaj nie ma co opowiadać o zakupach, które sobie z rodzicami zaplanowałam (moja siostra została w domu). Był to po prostu kompletny niewypał. Za to później pojechaliśmy na lotnisko. Oczywiście na około i dopytując jeszcze o drogę strażnika straży miejskiej. Ach ta Warszawa... A może błędne wpisanie adresu w nawigację? Za to tym razem nic nie było na mnie. Na lotnisku nie mogłam usiedzieć w miejscu. Chodziłam w kółko i ciągle patrzyłam na tablicę przylotów z nadzieją, że coś ulegnie zmianie i wreszcie będą jakieś informacje, że samolot Maeve wylądował. Niestety na tą informacje musiałam poczekać blisko 20 minut, a potem kolejne 20 minut czekania, aż odbierze bagaż. 
  W tym miejscu warto nadmienić, że nie czekała na nią tylko moja rodzina. Ogólnie Maeve chciała polecieć z Ianem - chłopakiem ze stanu Pensylwani, który tak jak ona spędzi najbliższy rok w Polsce, w Lublinie i będzie chodził do mojej dawnej szkoły. Wspólny lot nie wypalił, natomiast wspólne powitanie jak najbardziej. Poznali się jeszcze w pierwszej godzinie pobytu w Polsce. 
  A tutaj kilka zdjęć z lotniska:
<uzbrójcie się w cierpliwość. Muszę ja najpierw zgrać z aparatu:D>
  A tutaj kilka zdjęć z pierwszego wieczoru u mnie w domu z całą rodziną:
<tych też jeszcze nie mam na komputerze>
  

13.08.2014
  Ten dzień w dużej mierze spędziłyśmy w kuchni. No może nie tak do końca, ale... Z mamą postanowiłyśmy zrobić dla Maeve przyjęcie powitalne. Zaprosiłyśmy rodzinę... No i oczywiście Iana i jego hostów. I o 5 popołudniu rozpoczął się grill, do którego przygotowania trwały od południa. Z Karolą i Maeve przygotowywałyśmy zwykłe, szaszłyki mięsne, a także te owocowe oraz robiłyśmy wafle. Cóż, mam nadzieję, że nie znienawidziła przez to mojej rodziny, że już pierwszego dnia przygotowywała dla siebie grilla. Pocieszające jest, że w aplikacji napisała, że lubi gotować i piec :)
  Z tego dnia nie mogę umieścić żadnych zdjęć. Bo po prostu wyleciało nam z głowy, żeby je zrobić. Mogę jednak zapewnić, że dobrze się wszyscy bawili.
  I doszły do mojej marynarki dwie nowe przypinki - od Iana i Dominiki :)


14.08.2014
  Skromny dzień, który zapoczątkowała kłótnia z siostrą - bo kazałam jej zrobić pewne śniadanie, która ona najlepiej robi:) jednak pomimo tej małej sprzeczki dzień przeminął stricte rodzinnie - najpierw grałam z Karolą i Maeve w dwie dziwne gry, następnie pojechałyśmy autobusem do mojej szkoły. Pokazałam jej nawet część budynku, jednakże był remont, więc uznałam że pokażę resztę w ciągu kolejnych dni, kiedy też będzie miała spotkanie z dyrektorem. Wyrobiłyśmy w każdym razie legitymację dla Maeve i umówiłyśmy się na spotkanie z dyrektorem na wtorek na 14:30. Wracając wstąpiłyśmy do sklepu z rodzicami by zrobić małe zakupy do domu i pozwolić Maeve wybrać to, na co będzie miała ochotę.
  Do tego dnia muszę dopisać jeszcze jedną bardzo miłą rzecz - Karolcia zrobiła dla mnie przypinkę do marynarki, która wygląda następująco:
<...>
Maeve również dostała taką, tylko ze zmienionymi kolorami filcu jako "ciała" tego czegoś (jak powiedziała Karolcia, jest to sówka, albo duch Polski)

2 komentarze:

  1. Ile kosztuje cała wymiana? Czy koniecznie trzeba przyjąć do siebie wymieńca?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby na początku jak się słyszy o kosztach, to nie są ona aż takie wysokie, później jednak, gdy się wszystko do kupy zbiera, to trochę tego wychodzi, a ja jeszcze nawet nie wyleciałam. Jeśli planujesz pojechać na wymianę z Rotary, to musisz kogoś przyjąć.

      Usuń