poniedziałek, 1 grudnia 2014

New York City i Rotary UN Day - 1.11.2014

  Budzik o trzeciej nad ranem... Gdyby to był normalny dzień, to nie dotykając go sprawiłabym, żeby w jednym kawałku go nikt nie widział. Ale dzisiaj trzeba mu wybaczyć, bo dzięki niemu nie spóźnię się na autobus do Nowego Jorku ;)  Koło godziny czwartej byłam już gotowa. Musiałam jedynie zaczekać na Stefanię, która również miała jechać. Dla niewtajemniczonych - jechaliśmy tam głównie ze względu na UN Day. Z mojego dystryktu pojechali prawie wszyscy wymieńcy, ludzie z Interaktu z uczelni Stefki oraz rotarianie.
  Dojechałyśmy z Stephanie pod jakąś szkołę oddaloną pół godziny jazdy samochodem. W deszczu pędem  pobiegłyśmy do autokaru. Nie byłyśmy pierwsze ani ostatnie, tak w środku, także miałyśmy szansę zająć sobie podwójne miejsca a także zachować je do Samego Nowego Jorku, co okazało się niezwykle wygodne, bo już po 5 minutach jazdy, wyłożona na dwóch miejscach siedzących zasnęłam.
  Obudziłam się niedaleko lotniska w Newarku. I wiedziałam, gdzie jestem tylko dlatego, że przejeżdżałam tamtędy na wycieczkę z klubu literatury.
  Kolejne pół godziny i autokar przejechał tunelem pod wodą przekraczając granicę stanów New Jersey i Nowy Jork wjeżdżając do NJC. Zaskoczona, brakiem korków zjadłam drobne śniadanie. A właściwie próbowałam zjeść, bo nic mi normalnie pracowało - wszystko - od głowy, po stopy odmawiało posłuszeństwa - bo to przecież pierwszy raz jestem w Nowym Jorku! Próbowałam zapamiętać minione obiekty, okazało się jednak, że wcale nie ma ich aż tak dużo, bo z kilometr od Times Square mieścił się budynek, gdzie miał się odbyć UN Day.

  Byliśmy dobrze przed czasem, także udało się zająć wygodne miejsca. Ogólnie powiedziałabym, że sala przypominała mi jakąś salę obrad - wielki ekran w przodu i miejsce dla osoby mówiącej, na około w rządku długie ławy z mikrofonami. Zajęłam swoje miejsce i rozglądałam się z zaciekawieniem wokół. Ok. Przyznaję - nie tyle sale mnie interesowała, co ludzie. Kate powiedziała, że na UN Day będą też osoby z innych dystryktów i prawdopodobnie rówież młodzież - tegoroczni wymieńcy.
  No i miała rację. Szybko namierzyłam z trzy inne grupy młodzieży w rotariańskich marynarkach z przypinkami. W tym miejscu podziękowałam sama sobie pamięci, za zabranie moich, dzięki czemu przy najbliższej okazji na pewno na mojej marynarce wyląduje kilka nowych przypinek.
  Chwila na poznanie wymieńców z innych dystryktów pojawiła się po około 2 godzinach, kiedy to było pięć minut przerwy. Od razu, jak na jakiś sygnał wszyscy zebraliśmy się w jednym miejscu, przedstawialiśmy się, wymienialiśmy wizytówkami i przypinkami (osoby, które je miały to może jedynie 10%...). W życiu nie powiedziałabym na przykład, że poznam dziewczynę z Brazylii z innego dystryktu, z którą rozmawiałam kiedyś przez facebooka o wymianie właśnie tego dnia...
  Sam UN Day, bo to chyba powinien być motyw przewodni mojego posta, to prezentacje ludzi, którzy robią coś dla innych - są w organizacjach powiązanych z rotary, stworzyli organizacje, są niezależni i działają dla potrzebujących - dokarmiając, edukując dzieci w afryce, zakładając szkoły itp.
  A teraz kilka zdjęć z pierwszej części tego dnia:




  Gdy moja marynarka przybrała w kolorach, a mózg wyłapał nazwy wszystkich organizacji w końcu udaliśmy się na "upragniony" Times Square. Czemu upragniony w cudzysłowiu? Bo lało, nie zobaczyłam Statuy Wolności, wszystko było pieruńsko drogie w pocztówkami włącznie i wszystkie moje zdjęcia wyglądają identycznie. Jedyne ciekawe miejsca, to m&m store i H&M z wybiegiem. A tu kilka fotek dla potwierdzenia moich słów:















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz